12. Czy długi publicznoprawne wymagają spłaty? Czy należy je spłacać?
Oczywiście obligacje rządowe muszą zawsze zostać wykupione w terminie zapadalności. Ale jak właśnie udowodniliśmy, jeśli obligacja jest denominowana we własnej walucie danego kraju, nie jest to problemem dla państwa posiadającego własny bank centralny. Przeciwnie – dług publiczny jako całość nie musi zostać spłacony, ale może po prostu pozostać pozycją bilansie z możliwością przesuwania na kolejne lata. Dzieje się tak, ponieważ nie ma tu pierwotnego wierzyciela czekającego na zwrot pieniędzy. Źródłem pieniądza jest bilans krajowego banku centralnego, w którym pieniądz został powołany do życia w wyniku jego zaewidencjonowania w księgach. Bank centralny nie przypomina zwykłego wierzyciela, który pilnie potrzebuje zwrotu pieniędzy. Wręcz przeciwnie, bank centralny może „produkować” nowe pieniądze w nieskończoność. Bank kreuje pieniądz poprzez proste rozszerzenie bilansu – i nikomu nie dzieje się krzywda. Dopóki rząd nie przesadzi z kreacją pieniądza i nie spowoduje inflacji, dług publiczny nie jest problemem i może po prostu spokojnie pozostawać pozycją w bilansie. Może nawet nadal umiarkowanie rosnąć – o ile w kraju brak oznak inflacji.
Dług publiczny może sobie spokojnie istnieć, bo jest to również w interesie gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. W rzeczywistości dług publiczny w bilansie to rewers oszczędności prywatnych. Dług publiczny rośnie, gdy państwo dokonuje wydatków i nie opodatkowuje ich na tym samym poziomie. Pieniądze odpowiadające długowi publicznemu znajdują się zatem na prywatnych rachunkach rozliczeniowych, stanowiąc oszczędności sektora prywatnego. Gdyby państwo chciało w tym momencie zmniejszyć dług publiczny w liczbach bezwzględnych, musiałoby opodatkować prywatne depozyty. Państwo musiałoby dysponować przez długi okres nadwyżką budżetową. Innymi słowy, rząd zawsze nakładałby podatki w kwocie wyższej niż kwota wydatków, zmniejszając w ten sposób z roku na rok oszczędności podmiotów prywatnych. Dopiero wówczas część długu publicznego zniknęłaby z bilansu, gdzie ma swoje źródło. Ale czy jest to gra warta świeczki? Pomijając niedogodności odczuwane na poziomie indywidualnym, istnieje duże prawdopodobieństwo, że cała gospodarka zareaguje na tę strategię źle. Gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa odpowiedzą na presję wysokiego obciążenia podatkowego i niewielkich inwestycji rządowych, przyjmując nastawienie pesymistycznie i oszczędzając więcej. Wkrótce nie tylko państwo będzie próbować oszczędzać pieniądze i ograniczać inwestycje – zrobi to także sektor prywatny. W efekcie doświadczylibyśmy spadku popytu, a tym samym ucierpiałyby produkcja i zatrudnienie. Eksperyment spłaty długu publicznego dobiegłby prawdopodobnie końca z chwilą nadejścia recesji. Rząd zdecydowałby się wówczas ponownie finansować wydatki z deficytu, aby wesprzeć gospodarkę, tym samym uruchamiając cykl od nowa.
W rzeczywistości dług publiczny zasadniczo nie zostaje spłacony. Regularnie spada jedynie tzw. „wskaźnik zadłużenia publicznego”. Wskaźnik zadłużenia publicznego to sposób relatywnego przedstawienia długu publicznego jako odsetka produktu krajowego brutto (PKB). Oznacza to, że wystarczy wzrost PKB, aby wskaźnik zadłużenia publicznego spadł. Z drugiej strony, dług publiczny w wartościach bezwzględnych prawie nigdy nie spada.
Wbrew wszystkim wyrażanym dobrym intencjom nie podlega on spłacie, gdyż w praktyce każda poważna próba takiej spłaty doprowadziłaby w krótkim czasie do recesji. De facto zwrot długu publicznego jest równoznaczny ze zmniejszeniem ilości dostępnych środków publicznych. W ostatecznym rozrachunku spłata całego długu publicznego oznaczałaby zabranie wszystkich pieniędzy z rachunków osób prywatnych i banków oraz ich zniknięcie z bilansu ogólnopublicznego, z którego pierwotnie pochodzą. Długi, owszem, znikną, ale wraz z nimi znikną też wszystkie oszczędności i wszystkie pieniądze.